KuPamięci.pl
Kliknij, aby dopisać się do listy

Ludmiła Grobicka


* 13.10.1935

 

+ 17.04.2015

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. Służewski Nowy (ul. Wałbrzyska)

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (1)
Licznik odwiedzin strony
49154
Ciocia
Ciocia Luda was a wonderful hugger. Her hugs enveloped you and made you feel warm. They made you feel loved. Ciocia Luda had a laugh that welcomed you into her joy. Her laugh made you feel special, because it made you feel like she was sharing a secret with you, and only you. Ciocia Luda was generous. She shared her home with me, when I was a teenager looking for a country. She welcomed me into her home, and together with Wujek Janek, helped me understand my history. I remember my walks around Warszawa with her when I came to visit 20+ years ago. Our visit to the National Gallery is one of my fondest memories. Ciocia Luda was brave and forgiving. I remember visiting in high school when there was a phone call from someone who had decided to be nasty, because of Ciocia Luda's Ukrainian background. Her response to that moment of human cruelty taught me, an immigrant myself, that hurtful speech is only hurtful speech. The other person's words are in no way a reflection of your worth and dignity. Ciocia Luda and I were the same...immigrants who had made a new home and family, in a new country. I am thankful that after 20 years I finally had a chance to bring my kids to Poland last summer, and introduce them to Ciocia Luda. I wish it wasn't my last opportunity to do so. I am thankful to have walked with her to visit Wujek Janek's grave, and to have spent some time catching up. I will miss you, Ciocia, and love you. Krzyś
Zgłoś SPAM
50+ Lat z Luda
Luda przeszła na emeryturę wcześniej, żeby móc wreszcie mieć czas na teatr, muzykę, podróżowanie, no i czytanie poezji mężowi i córce przy śniadaniu. Powtarzała, że udało Jej się to, jeszcze przed burzą życiową związaną z chorobą Janka... Świecie! Chwile marzenia, których mi nie wydrzesz, mierzę piaskiem, sypanym z garści w dłoń otwartą. Klepsydra taka, żadnej nie równa klepsydrze, głosi, że czas jest długi i że mierzyć warto. Lśniące dreszcze, jak chmury wędrownych motyli lecą w wieczność, gdzie śmierci nie sięga już hydra. - Płynąłbyś, piasku życia, nieskończoną wstęgą, gdybym ja cię mierzyła, marząca klepsydra... Maria Pawlikowska-Jasnorzewska ... Najstarszy brat przywiózł ze studiów piękną i bardzo młodą żonę, Ludmiłę, której nie ośmieliłabym się w tamtych czasach nazwać po imieniu - przez wiele lat była Bratową. Gnieździliśmy się przez lata w mieszkaniu Rodziców w Piastowie, urodziła się Ania, wreszcie dostali mieszkanie w Warszawie na Króżańskiej, a potem kupili mieszkanie na dolnym Mokotowie, w tamtych czasach ciągle z widokiem na łąkę i pasące się krowy. Na balkonie Ludy od wczesnej wiosny do pierwszych przymrozków kwitły kwiaty. Dom Ludy i Janka był zawsze magnesem dla wielu przyjaciół i miejscem do rozmów, na wszelkie tematy, przy wspaniałych poczęstunkach przygotowywanych przez Panią domu. Dobrali się z Jankiem w korcu maku, kochali książki, teatr, podróże, wypady w góry, nad morze, czy jeziora. To oni pokazali mi Tatry. Mieszkaliśmy na Cyrhli i jadaliśmy kaszę gryczaną, popijaną śmietaną ze szklanki, w Siedmiu Kotach. Po zejściu z Czerwonych Wierchów obowiązkowy był śledź w śmietanie u podnóża gór. Z Ludą, Jankiem i Ich przyjaciółmi doświadczyłam piękna jezior mazurskich oglądanych z kajaku. Luda kochała muzykę i pięknie śpiewała. Pamiętam Ją śpiewającą na rodzinnym obiedzie po naszym ślubie z Zenkiem. Była też pierwszą, która przyjechała do nas z gratulacjami kiedy urodziła nam się Asia i przywiozła w prezencie dla naszego niemowlaka piękne białe ubranko robione na drutach. Życie rzuciło nas z Zenkiem na drugą stronę Oceanu, ale kontakty utrzymywaliśmy do końca. Pamiętam jedną z moich wizyt w Warszawie w sezonie wiśniowym, mieszkałam zawsze u Ludy i Janka. Kupowałyśmy z Ludą na pobliskim ryneczku kobiałki wisien, które były zjadane garściami, a z tych które zostały Luda piekła przepyszne ciasto owocowe. Były i smutne wizyty, umarł nasz Tata, a potem lata później Janek. Płakałyśmy i śmiałyśmy się razem i tak, chociaż smutno, było łatwiej. Utrzymywałyśmy kontakty telefoniczne, kiedy Luda z dumą opowiadała o kolejnych sukcesach zawodowych Ani, maturze Kasi, a potem dostaniu się na studia - Dziewczyny zawsze były najważniejsze. Będzie mi brakowało głosu Ludy po drugiej stronie słuchawki w naszych cotygodniowych sobotnich pogaduszkach.
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Anna Rękawek
23.04.2015